Archiwum 22 października 2004


paź 22 2004 spacerek...
Komentarze: 9

uwaga na texty, dzieciom poniżej 13 lat czytanie tej notki jest surowo zabronione :D

Idę sobię dzisiaj do szkoły, idę, idę i minęłam sobie panie, które zgrabiały listki... ciekawe, zaczęłam się zastanawiać, że w sumie to serio chujową robotę kolesiówy mają, więc chyba lepiej zacznę się uczyć co by później nie musieć zamiatać ulic...

Idę sobie spojniusio dalej, ktoś drepta za mną i sobie śpiewa, patrzę a to facet ok 35 lat w dobrym humorku. Myślę: super by było, gdyby każdy chodził taki wesolutki :D

W szkole - nic ciekawego, poza tym, że zbrechtałyśmy z Agą dzisiaj babę od chemii, p. D.J. No co marudziła, to Aga: " a bul bul bul blee blee baa blee bule belu" i w ogóle sepleniła a ja się z tego nabijałam. Facia coś do mnie mówiła a ja szok, pełna powaga i za chwilkę Albo walnęła zeszytem jednego z moich kolegów i w tym samym momencie otworzyły się drzwi od klasy i ujrzeliśmy naszego wychowawcę, hahaha z miną dosłownie taką -> : Polewki :D No i jeszcze na długiej przerwie zebranie samorządu uczniowskiego, którego od dziś jestem przewodniczącą

Wracając ze szkoly zobaczyłam dwa czarne pieski, które robiły sobie dobrze :] I taka myśl mnie naszła, że te zwierzaczki, to w sumie rżną się w dupy gdzie chcą  i nikt im uwagi nie zwraca... i myśl: jakby ludzie tak robili to dechy by były, no ale w sumie gdyby to było normalką to spox... ee beznadzieja :/

Przyszłam sobie zum Hause und siedzę, przepisałam podanie, wpadła Stasia (moja ciotka, która wiecznie jest nieszczęśliwa, łola boga łona biedna taka ), posiedziała chwilkę i poczłapała się do pracy. Ja natomiast poszłam zanieść podanie do proboszcza, nawet mi ptaszka postawił na podaniu (tzn, że kojarzy mnie z kościołem ) Idąc do księdza na chodniku minęłam jakąs babulinkę, która w reku trzymała "czapkę" z jakiegoś zwierzątka. Taka futrzana czapa z ryjkiem i oczkami biedulka jakiegoś.

No a później to poszłyśmy z Agą na spacerek po mieście i w pewnym momencie doszłam do wniosku, że możemy iść do Mierek (taka wiocha 3 km od naszego miasteczka). Poszłyśmy, pogadałyśmy, powspominałyśmy i dechy były ostre. Przypomniało nam się jak np. bawiłyśmy się w berka na chemii (każdy ma swoją ławkę i zabawa polegała na tym, żeby dotknąć swoją ławką ławkę przeciwnika, ale tak, żeby pani D.J mordy nie piłowała ze się tak wyrażę) albo jak np. Niuniot (facio od fizyki) nas na prawie każdej lekcji opieprzał za to, że m.in. siedzimy i się śmiejemy; jak mnie kiedyś nazwał księżniczką na ziarnku grochu; dawał mi rady, żebym została rzecznikiem do spraw niepotrzebnych itd. Nom. Albo sytuacje z podstawówki... kłotkie itp o chłopaków, głosowania typu: "kto jest najładniejszy w klasie" itd itd.

Wróciłam do domu i zrobiłam karpatkę. mniam.

A jutro na wycieczkę ze Szwabami do Malborka. haha

madzia14 : :